Zatrzymał się
przed moim domem, a ja odsunęłam skostniałe dłonie od jego ciała z uczuciem
ulgi. Za każdym razem, gdy tylko rozluźniałam mięśnie, odsuwając się delikatnie
od Nialla, on przyspieszał jak na zawołanie, przez co musiałam obejmować go
jeszcze mocniej, żeby nie spaść.
Stanęłam krok
od jego motoru i przyjrzałam się jego twarzy. Poraniona warga spuchła odrobinę,
a siniak pod okiem nabierał całkiem nowych odcieni fioletu. Kolor ten
kontrastował z jego intensywnie niebieskimi oczami.
- No… -
zaczęłam niezbyt składnie. – Dziękuję za dostarczenie mnie do domu.
- Nie ma
sprawy – powiedział, ale wciąż nie ruszał się z miejsca. Siedział, trzymając
się kierownicy i przyglądał mi się rozbawiony. Zastanawiałam się, czy może nie
oczekuję, że jeszcze coś powiem. Ale co?
- L… lepiej
przyłóż szybko lód do tego oka.
- Tak.
Najlepiej nie czekać z tym za długo, prawda? – Uśmiechnął się szeroko, a do
mnie dotarło, co sugeruje blondyn.
- Poczekaj,
przyniosę ci trochę lodu – mruknęłam i zwróciłam się w stronę domu. Nie miałam
ochoty wpuszczać go do środka, ale jeśli tak tragicznie potrzebował pomocy, to
chyba mogłam zdobyć się przynajmniej na to.
W domu panował
półmrok. Mama i brat leżeli w swoich sypialniach na pierwszym piętrze,
pogrążeni w głębokim śnie, a ja przemknęłam się do kuchni, wyciągając z
szuflady w komodzie cienki ręcznik. Z zamrażarki wyciągnęłam woreczek lodu, a w
szafce koło kuchenki znalazłam buteleczkę wody utlenionej i gazę jałową.
Zabrałam to
wszystko przed dom, owijając lód ręcznikiem. Niall czekał na schodach na ganku
i bawił się breloczkiem od kluczyków. Kiedy koło niego usiadłam, popatrzył na
przyniesione rzeczy i uśmiechnął się lekko pod nosem. Podałam mu ręcznik, a on
od razu przyłożył go sobie do prawego policzka. Przymknął oczy i odetchnął
głęboko.
- Przepraszam
– powiedziałam, przyglądając się ruchom blondyna.
- Za co? –
zapytał odwracając się lekko, żeby lepiej mnie widzieć, bo prawe oko zasłaniał
mu ręcznik z lodem.
- Za to –
wskazałam na jego podrapany policzek. Zaśmiał się pod nosem, odsuwając na
chwilę lód od twarzy.
- To przecież
nie twoja wina.
- Gdybyś go
wtedy nie odciągnął ode mnie, pewnie nadal bawiłbyś się ze znajomymi na
imprezie… Widziałam, jak zły byłeś, kiedy nas wyrzucili.
Zapatrzył się
przed siebie, poruszając lekko ręcznikiem z lodem. Jego oczy przybrały odrobinę
ciemniejszy odcień. Zastanawiałam się, nad czym blondyn teraz rozmyśla.
- Przyniosłam
ci też wodę utlenioną, gdybyś chciał obmyć te zadrapania na policzku –
powiedziałam, podnosząc małą buteleczkę w dłoni.
Niall zrobił
zaskoczoną minę i odruchowo dotknął dłonią policzka.
- Rzeczywiście
– powiedział, błądząc opuszkami palców po swojej skórze. – Nawet nie
wiedziałem…
- Masz –
podałam mu gazę namoczoną w wodzie utlenionej.
- Nie mogę
tego zrobić bez lustra – powiedział, unosząc niewinnie ramiona i posyłając mi sztuczne,
przepraszające spojrzenie. Westchnęłam, poddając się i odebrałam mu gazę.
Niall odłożył
zimny ręcznik, kiedy pochyliłam się, żeby dokładnie wyczyścić ranę na jego
twarzy. Drobne kropelki krwi zakrzepły już na jego skórze. W skonsternowaniu
próbowałam oczyścić zadrapania, gdy w pewnym momencie popatrzyłam się w jego
niebieskie oczy, odległe od mojej twarzy zaledwie o kilka centymetrów.
Przyglądał mi się uważnie, a po chwili spuścił wzrok na moje usta. Wstrzymałam
oddech.
Przyłożył
swoje usta do moich zanim moje ciało zdążyło właściwie zareagować, a kiedy w
końcu coś we mnie drgnęło i odsunęłam się od niego gwałtownie, przyglądał mi
się rozbawiony, dotykając ostrożnie swojej dolnej wargi kciukiem.
- Ał –
mruknął, nie przestając się prowokująco uśmiechać. Widocznie rozcięta warga nie
pomagała mu w całowaniu, mógł o tym wcześniej pomyśleć.
- Debil –
warknęłam pod nosem, rzucając namoczoną gazę obok niego i wstając energicznie.
Wytarłam usta wierzchem dłoni i odwróciłam się w kierunku drzwi. Zrobiłam jeden
krok, gdy Niall złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w swoją stronę. Zdążył
już wstać i dopiero teraz zauważyłam, że jest niewiele wyższy ode mnie.
Zachwiałam
się, a blondyn złapał mnie w talii pozwalając odzyskać równowagę, jednak kiedy
stanęłam prosto nie odsunął ręki, tylko nadal obejmował mnie nią mocno.
- Poczekaj –
powiedział i po raz pierwszy przybrał skruszoną minę. – Przepraszam…
- Nie
przepraszaj, tylko mnie już zostaw – powiedziałam, starając się uwolnić z jego
uścisku. Opuścił dłoń z mojej talii powoli, jakby prowokacyjnie, muskając
wierzchem dłoni o moje biodro i złapał moją dłoń. Popatrzyłam się na niego
wyczekująco.
- Chcesz się
przejść?
- Co? –
zatkało mnie. Czy on proponował mi spacer o pierwszej w nocy.
- Chodź,
chociaż na chwilę – powiedział, ciągnąć mnie w kierunku chodnika. Był
silniejszy niż na to wyglądało. Albo może to ja byłam taka słaba…
- Ale
odprowadzisz mnie potem? – zapytałam, jeszcze raz zerkając przez ramię na drzwi
frontowe mojego domu. Wciąż opierałam się przed nim, ale powoli poddawałam się
i pozwalałam mu się prowadzić. – Gdzie idziemy?
- Niedaleko –
odpowiedział krótko. Splótł nasze palce ze sobą i teraz szedł równym krokiem ze
mną, jakby w końcu przestał się bać, że mu ucieknę. Skręciliśmy w drugą uliczkę
i minęliśmy tory. Nigdy nie przeszkadzały mi przejeżdżające pociągi, ale tym
razem poczułam się dość niepewnie w tym miejscu. Szliśmy powoli, chociaż Niall
stawiał kroki dłuższe od moich i musiałam dreptać koło niego.
Znów
skręciliśmy i znaleźliśmy się w kompletnie nieznanym mi miejscu, chociaż
mieszkałam na tym osiedlu od urodzenia. Był to zaułek pomiędzy starym,
podniszczonym budynkiem pogotowia, który ktoś przerobił na Centrum Kultury
Niezależnej, a kilkoma opuszczonymi domami o drzwiach i oknach zabitych
deskami. Popatrzyłam się na Nialla przerażona, kiedy zaczął iść w stronę
jednego z nich.
- Co robisz? –
zapytałam się go, a mój głos znów wymknął mi się spod kontroli.
- Musimy wejść
na balkon – powiedział, ciągnąc mnie delikatnie za rękę. Zaparłam się mocno
piętami o ziemię.
- Nigdzie nie
idę – powiedziałam stanowczo i wytężyłam wszystkie mięśnie, gdy Niall pociągnął
mnie znowu. – Po co chcesz tam iść? Jest ciemno i tak nic nie zobaczysz.
- No chodź, przekonasz się – nalegał, nie
dając za wygraną.
- Nie. Nie
widzisz co to za miejsce? Zaraz z krzaków pewnie wyjdą jakieś ćpuny i…
- Nie panikuj,
dobra? Nie będziesz żałować.
- Ten dom jest
zabity deskami – uparłam się. Byłam z siebie dumna, że nie dałam się ruszyć z
miejsca. Budynki wokoło przerażały mnie i zaczęłam naprawdę żałować, że
zgodziłam się pójść tutaj z chłopakiem, którego praktycznie w ogóle nie znałam.
- Z tyłu jest
wejście.
- Obiecujesz
mi, że nic mi się tam nie stanie? – zapytałam, czując moją nadciągającą
porażkę.
- Obiecuję. –
Powiedział wypuszczając powietrze i przekręcając oczami. Zaczynał się już
denerwować. Uliczkę oświetlało tylko światło księżyca i czerwona lampka przy
torach, ostrzegająca przed pociągami, więc nie mogłam dostrzec dokładnie jego
rysów twarzy, ale zgadywałam, że jest rozdrażniony. – To idziesz?
Popatrzyłam
się na niego w zastanowieniu. A co jeśli zabierze mnie do tego opuszczonego
domu, zgwałci i zabije? Albo zabije, a dopiero potem zgwałci? To by było chyba
jeszcze bardziej chore… A co jeśli zostawi mnie tam, albo rzuci na pożarcie
jakimś narkomanom?
- Eh, nie mamy
na to czasu – warknął i zanim zorientowałam się o co chodzi, wziął mnie na
ręce, jak duże dziecko i zaczął iść w kierunku opuszczonego domu z czerwonej
cegły. Pisnęłam i oplotłam jego szyję rękami.
- Niall,
proszę cię, odstaw mnie na ziemię – szepnęłam, trzymając się go mocno, żeby nie
upaść, gdyby mnie puścił. Nagle zaczęłam się zastanawiać ile ważę. – Niall, nie
uniesiesz mnie za długo. Odstaw mnie, jestem ciężka.
- Chyba mnie
nie doceniasz – mruknął, uśmiechając się zawadiacko. – Trzeba było się szybciej
decydować.
Byliśmy już
przy tylnym wejściu do domu. Rzeczywiście nie było tam desek blokujących
przejście, jedynie szary, brudny materiał zasłaniający dziurę w ścianie, gdzie
kiedyś prawdopodobnie stały drewniane drzwi. Poruszyłam się niespokojnie w
ramionach Nialla, kiedy zobaczyłam strome zbocze przed nami. Dom znajdował się
na wzgórzu, czego nie było widać od strony ulicy. Zakręciło mi się w głowie.
- Niall –
szepnęłam, zamykając oczy. – Możesz mnie postawić na ziemi?
Ku mojemu
zdziwieniu chłopak spełnił moją prośbę i trzymając moją talię, wprowadził mnie
do środka budynku. Tutaj panowała już kompletna ciemność.
- Nic nie
widzę – szepnęłam, odwracając się i starając się mówić jak najciszej do ucha
chłopaka, jakby w każdym rogu kryło się coś, co mogło nas zaatakować.
- Poświecę
komórką. – Niall wyciągnął swój telefon i skierował strumień światła na schody
prowadzące na pierwsze piętro. – Idź tędy.
Zawahałam się
sekundę, a potem ruszyłam w górę po szarych, cementowych stopniach.
____________________________________________
Mam nadzieję, że skoro poświęciłaś/eś już te kilka minut na lekturę możesz również napisać mi swoją opinię na jej temat w komentarzu :) Z góry dziękuję.
Taki zajebisty blog, a tak mało komentarzy ... Bardzo fajny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńSuper... no oprócz tg momentu jak j pocałował, bo to było chamskie :p Ale ogólnie super, czytam dalej.
OdpowiedzUsuń