sobota, 13 lipca 2013

Rozdział drugi. Dom na wzgórzu




Zatrzymał się przed moim domem, a ja odsunęłam skostniałe dłonie od jego ciała z uczuciem ulgi. Za każdym razem, gdy tylko rozluźniałam mięśnie, odsuwając się delikatnie od Nialla, on przyspieszał jak na zawołanie, przez co musiałam obejmować go jeszcze mocniej, żeby nie spaść.
Stanęłam krok od jego motoru i przyjrzałam się jego twarzy. Poraniona warga spuchła odrobinę, a siniak pod okiem nabierał całkiem nowych odcieni fioletu. Kolor ten kontrastował z jego intensywnie niebieskimi oczami.
- No… - zaczęłam niezbyt składnie. – Dziękuję za dostarczenie mnie do domu.
- Nie ma sprawy – powiedział, ale wciąż nie ruszał się z miejsca. Siedział, trzymając się kierownicy i przyglądał mi się rozbawiony. Zastanawiałam się, czy może nie oczekuję, że jeszcze coś powiem. Ale co?
- L… lepiej przyłóż szybko lód do tego oka.
- Tak. Najlepiej nie czekać z tym za długo, prawda? – Uśmiechnął się szeroko, a do mnie dotarło, co sugeruje blondyn.
- Poczekaj, przyniosę ci trochę lodu – mruknęłam i zwróciłam się w stronę domu. Nie miałam ochoty wpuszczać go do środka, ale jeśli tak tragicznie potrzebował pomocy, to chyba mogłam zdobyć się przynajmniej na to.
W domu panował półmrok. Mama i brat leżeli w swoich sypialniach na pierwszym piętrze, pogrążeni w głębokim śnie, a ja przemknęłam się do kuchni, wyciągając z szuflady w komodzie cienki ręcznik. Z zamrażarki wyciągnęłam woreczek lodu, a w szafce koło kuchenki znalazłam buteleczkę wody utlenionej i gazę jałową.
Zabrałam to wszystko przed dom, owijając lód ręcznikiem. Niall czekał na schodach na ganku i bawił się breloczkiem od kluczyków. Kiedy koło niego usiadłam, popatrzył na przyniesione rzeczy i uśmiechnął się lekko pod nosem. Podałam mu ręcznik, a on od razu przyłożył go sobie do prawego policzka. Przymknął oczy i odetchnął głęboko.
- Przepraszam – powiedziałam, przyglądając się ruchom blondyna.
- Za co? – zapytał odwracając się lekko, żeby lepiej mnie widzieć, bo prawe oko zasłaniał mu ręcznik z lodem.
- Za to – wskazałam na jego podrapany policzek. Zaśmiał się pod nosem, odsuwając na chwilę lód od twarzy.
- To przecież nie twoja wina.
- Gdybyś go wtedy nie odciągnął ode mnie, pewnie nadal bawiłbyś się ze znajomymi na imprezie… Widziałam, jak zły byłeś, kiedy nas wyrzucili.
Zapatrzył się przed siebie, poruszając lekko ręcznikiem z lodem. Jego oczy przybrały odrobinę ciemniejszy odcień. Zastanawiałam się, nad czym blondyn teraz rozmyśla.
- Przyniosłam ci też wodę utlenioną, gdybyś chciał obmyć te zadrapania na policzku – powiedziałam, podnosząc małą buteleczkę w dłoni.
Niall zrobił zaskoczoną minę i odruchowo dotknął dłonią policzka.
- Rzeczywiście – powiedział, błądząc opuszkami palców po swojej skórze. – Nawet nie wiedziałem…
- Masz – podałam mu gazę namoczoną w wodzie utlenionej.
- Nie mogę tego zrobić bez lustra – powiedział, unosząc niewinnie ramiona i posyłając mi sztuczne, przepraszające spojrzenie. Westchnęłam, poddając się i odebrałam mu gazę.
Niall odłożył zimny ręcznik, kiedy pochyliłam się, żeby dokładnie wyczyścić ranę na jego twarzy. Drobne kropelki krwi zakrzepły już na jego skórze. W skonsternowaniu próbowałam oczyścić zadrapania, gdy w pewnym momencie popatrzyłam się w jego niebieskie oczy, odległe od mojej twarzy zaledwie o kilka centymetrów. Przyglądał mi się uważnie, a po chwili spuścił wzrok na moje usta. Wstrzymałam oddech.
Przyłożył swoje usta do moich zanim moje ciało zdążyło właściwie zareagować, a kiedy w końcu coś we mnie drgnęło i odsunęłam się od niego gwałtownie, przyglądał mi się rozbawiony, dotykając ostrożnie swojej dolnej wargi kciukiem.
- Ał – mruknął, nie przestając się prowokująco uśmiechać. Widocznie rozcięta warga nie pomagała mu w całowaniu, mógł o tym wcześniej pomyśleć.
- Debil – warknęłam pod nosem, rzucając namoczoną gazę obok niego i wstając energicznie. Wytarłam usta wierzchem dłoni i odwróciłam się w kierunku drzwi. Zrobiłam jeden krok, gdy Niall złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w swoją stronę. Zdążył już wstać i dopiero teraz zauważyłam, że jest niewiele wyższy ode mnie.
Zachwiałam się, a blondyn złapał mnie w talii pozwalając odzyskać równowagę, jednak kiedy stanęłam prosto nie odsunął ręki, tylko nadal obejmował mnie nią mocno.
- Poczekaj – powiedział i po raz pierwszy przybrał skruszoną minę. – Przepraszam…
- Nie przepraszaj, tylko mnie już zostaw – powiedziałam, starając się uwolnić z jego uścisku. Opuścił dłoń z mojej talii powoli, jakby prowokacyjnie, muskając wierzchem dłoni o moje biodro i złapał moją dłoń. Popatrzyłam się na niego wyczekująco.
- Chcesz się przejść?
- Co? – zatkało mnie. Czy on proponował mi spacer o pierwszej w nocy.
- Chodź, chociaż na chwilę – powiedział, ciągnąć mnie w kierunku chodnika. Był silniejszy niż na to wyglądało. Albo może to ja byłam taka słaba…
- Ale odprowadzisz mnie potem? – zapytałam, jeszcze raz zerkając przez ramię na drzwi frontowe mojego domu. Wciąż opierałam się przed nim, ale powoli poddawałam się i pozwalałam mu się prowadzić. – Gdzie idziemy?
- Niedaleko – odpowiedział krótko. Splótł nasze palce ze sobą i teraz szedł równym krokiem ze mną, jakby w końcu przestał się bać, że mu ucieknę. Skręciliśmy w drugą uliczkę i minęliśmy tory. Nigdy nie przeszkadzały mi przejeżdżające pociągi, ale tym razem poczułam się dość niepewnie w tym miejscu. Szliśmy powoli, chociaż Niall stawiał kroki dłuższe od moich i musiałam dreptać koło niego.
Znów skręciliśmy i znaleźliśmy się w kompletnie nieznanym mi miejscu, chociaż mieszkałam na tym osiedlu od urodzenia. Był to zaułek pomiędzy starym, podniszczonym budynkiem pogotowia, który ktoś przerobił na Centrum Kultury Niezależnej, a kilkoma opuszczonymi domami o drzwiach i oknach zabitych deskami. Popatrzyłam się na Nialla przerażona, kiedy zaczął iść w stronę jednego z nich.
- Co robisz? – zapytałam się go, a mój głos znów wymknął mi się spod kontroli.
- Musimy wejść na balkon – powiedział, ciągnąc mnie delikatnie za rękę. Zaparłam się mocno piętami o ziemię.
- Nigdzie nie idę – powiedziałam stanowczo i wytężyłam wszystkie mięśnie, gdy Niall pociągnął mnie znowu. – Po co chcesz tam iść? Jest ciemno i tak nic nie zobaczysz.
- No chodź, przekonasz się – nalegał, nie dając za wygraną.
- Nie. Nie widzisz co to za miejsce? Zaraz z krzaków pewnie wyjdą jakieś ćpuny i…
- Nie panikuj, dobra? Nie będziesz żałować.
- Ten dom jest zabity deskami – uparłam się. Byłam z siebie dumna, że nie dałam się ruszyć z miejsca. Budynki wokoło przerażały mnie i zaczęłam naprawdę żałować, że zgodziłam się pójść tutaj z chłopakiem, którego praktycznie w ogóle nie znałam.
- Z tyłu jest wejście.
- Obiecujesz mi, że nic mi się tam nie stanie? – zapytałam, czując moją nadciągającą porażkę.
- Obiecuję. – Powiedział wypuszczając powietrze i przekręcając oczami. Zaczynał się już denerwować. Uliczkę oświetlało tylko światło księżyca i czerwona lampka przy torach, ostrzegająca przed pociągami, więc nie mogłam dostrzec dokładnie jego rysów twarzy, ale zgadywałam, że jest rozdrażniony. – To idziesz?
Popatrzyłam się na niego w zastanowieniu. A co jeśli zabierze mnie do tego opuszczonego domu, zgwałci i zabije? Albo zabije, a dopiero potem zgwałci? To by było chyba jeszcze bardziej chore… A co jeśli zostawi mnie tam, albo rzuci na pożarcie jakimś narkomanom?
- Eh, nie mamy na to czasu – warknął i zanim zorientowałam się o co chodzi, wziął mnie na ręce, jak duże dziecko i zaczął iść w kierunku opuszczonego domu z czerwonej cegły. Pisnęłam i oplotłam jego szyję rękami.
- Niall, proszę cię, odstaw mnie na ziemię – szepnęłam, trzymając się go mocno, żeby nie upaść, gdyby mnie puścił. Nagle zaczęłam się zastanawiać ile ważę. – Niall, nie uniesiesz mnie za długo. Odstaw mnie, jestem ciężka.
- Chyba mnie nie doceniasz – mruknął, uśmiechając się zawadiacko. – Trzeba było się szybciej decydować.
Byliśmy już przy tylnym wejściu do domu. Rzeczywiście nie było tam desek blokujących przejście, jedynie szary, brudny materiał zasłaniający dziurę w ścianie, gdzie kiedyś prawdopodobnie stały drewniane drzwi. Poruszyłam się niespokojnie w ramionach Nialla, kiedy zobaczyłam strome zbocze przed nami. Dom znajdował się na wzgórzu, czego nie było widać od strony ulicy. Zakręciło mi się w głowie.
- Niall – szepnęłam, zamykając oczy. – Możesz mnie postawić na ziemi?
Ku mojemu zdziwieniu chłopak spełnił moją prośbę i trzymając moją talię, wprowadził mnie do środka budynku. Tutaj panowała już kompletna ciemność.
- Nic nie widzę – szepnęłam, odwracając się i starając się mówić jak najciszej do ucha chłopaka, jakby w każdym rogu kryło się coś, co mogło nas zaatakować.
- Poświecę komórką. – Niall wyciągnął swój telefon i skierował strumień światła na schody prowadzące na pierwsze piętro. – Idź tędy.
Zawahałam się sekundę, a potem ruszyłam w górę po szarych, cementowych stopniach.


____________________________________________

  Mam nadzieję, że skoro poświęciłaś/eś już te kilka minut na lekturę możesz również napisać mi swoją opinię na jej temat w komentarzu :) Z góry dziękuję.

2 komentarze:

  1. Taki zajebisty blog, a tak mało komentarzy ... Bardzo fajny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super... no oprócz tg momentu jak j pocałował, bo to było chamskie :p Ale ogólnie super, czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń